Japończyk gotów był zginąć dla cesarza. To czyniło go groźnym. Ci chłopcy gotowi byli zginąć jeden za drugiego. A ten motyw czynił ich niezwyciężonymi.
~ James Bradley

sobota, 7 lutego 2015

ROZDZIAŁ PIERWSZY

"[...] ach! jak ludzie mnie bolą!"
~ Emil Cioran

Chłopiec w długiej, białej koszuli stał na środku wielkiej, podłużnej komnaty. Ściany, podłoga, sufit – wszystko wyłożone było śnieżnobiałym marmurem. W rogu znajdował się  kominek. Czerwone płomyki radośnie tańczyły, powoli wypalając drewno, a mimo to w pomieszczeniu panował chłód. Na skórze chłopca pojawiła się gęsia skórka. Pod jego bosymi stopami znajdował się sługi, wąski szkarłatny dywan. Całą komnatę oświetlały ogromne, kryształowe żyrandole zwisające z sufitu. Chłopiec bez trudu mógł dostrzec zgarbioną postać, która stała na drugim końcu pomieszczenia.
Nieznajomy wyglądał jak zjawa, duch, był zupełnie przeźroczysty. Miał na sobie długi, brązowy płaszcz z kapturem zakrywającym jego twarz. Z szerokiego, postrzępionego rękawa wystawała chuda, pomarszczona dłoń. Postać opierała się na czarnej lasce, która na szczycie zwieńczona była sporym zielonym kryształem. Wiele wskazywało na to, że nieznajomy jest już bardzo sędziwego wieku.
Duże, brązowe oczy chłopca wpatrzone były w dziwną postać. Starzec również zdawał się go obserwować. W pewnej chwili podniósł swoją bladą dłoń w jego stronę.
–  Podejdź bliżej. – Dziwna postać przemówiła. Jej głos był zimny i metaliczny.  – Podejdź.
Po plecach przerażonego chłopca przeszły dreszcze. Bał się i nie chciał robić ani jednego kroku w stronę przerażającej postaci, ale jakaś dziwna siła jakby opętała jego ciało. Poczuł, że przestaje kontrolować swoje kończyny. Nogi same ruszyły do przodu, bezgłośnie stąpając po puszystym dywanie. Widząc to, postać zaśmiała się głośno.
–  Teraz znajdujesz się pod moją kontrolą!
Obudził się z krzykiem cały zlany potem. Serce biło mu tak szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć z jego piersi. Cały czas słyszał w głowie ów metaliczny śmiech. Sparaliżowany strachem nie miał nawet odwagi poruszyć się w łóżku. Próbował zasnąć jeszcze raz, ale kiedy tylko zamykał oczy, obraz postaci wracał.
Chłopiec prawie spadł z łóżka ze strachu, kiedy usłyszał skrzypienie drzwi. Do pokoju wlała się smuga ciepłego światła świecy. W drzwiach stanął wysoki młodzieniec. Miał na sobie luźną, wygniecioną koszulę i trochę przydługie spodnie. Jego jasnobrązowe włosy sterczały we wszystkie strony, a szare oczy miał lekko przymrużone. Cały wygląd młodzieńca świadczył o tym, że został wyrwany ze snu.
–  Co się stało, Elliot? – zapytał, kiedy zbliżył się do łóżka wciąż jeszcze przerażonego chłopaka. – Znów miałeś zły sen? Obudzić ciotkę?
–  Nie! – Chłopiec potrząsnął przecząco głową. Na myśl o kolejnych dawkach śmierdzących ziółek ciotki robiło mu się niedobrze.
Camila była zielarką. Znała się na wszelkich roślinach leczniczych, z których tworzyła przeróżne eliksiry, maści i napary. Potrafiła poradzić sobie z każdą dolegliwością. Bóle stawów, kości, zębów, skręcone kolana czy trapiące człowieka nocne koszmary –  nie było to dla niej nic trudnego. Czasami przeprowadzała nawet mniej skomplikowane operacje. Niektórzy powiadali wręcz, że uprawia czary.
W Esselin, jak i całej Tenarii, magia nie była zakazana. Jednak większość ludzi obawiała się czarodziei i czarodziejek. Uważali ich za występki natury, coś sprzecznego z normą. Po Wielkiej Wojnie Wschodniej zaczęto szczególnie obawiać się magów. Xerxes wykorzystywał swe nadprzyrodzone umiejętności do zagłady ludzkości. Ludzie bali się, że coś takiego może się powtórzyć. Magia ostatecznie nie została zakazana, choć długo trwały na ten temat dyskusje. Jednak ludzie stali się uprzedzeni do czarodziei i często traktowali ich nadzwyczaj nieuprzejmie.
Dlatego, gdy taka plotka bardziej rozniosła się po Esselin, dobra do tej pory opinia Camili została zszargana, a większość mieszkańców przestała przychodzić do zielarki po leki.
Elliot wiedział, że napar ciotki może mu pomóc, ale jakoś nie był chętny do popijania okropnej herbatki. Do tego sny następnej nocy powracały, więc lek nie zapewniał stałego działania, co okropnie dziwiło Camilę i martwiło Elliota.
–  Wszystko dobrze, naprawdę. – Chłopiec przewrócił się na drugi bok, odwracając się tyłem do młodzieńca. – Dobranoc, Connor.
–  Dobranoc, Elliot. – Młodzieniec westchnął głęboko i wyszedł z pokoju, cicho przymykając drzwi.
Martwił się o brata. Każdej nocy słyszał, jak ten budzi się z krzykiem. Wszystko zaczęło się, kiedy dowiedzieli się o śmierci ojca. Wiele osób mówiło wtedy, że to przez stres i smutek związany ze stratą; że minie, kiedy chłopiec oswoi się z myślą, że ich ojciec umarł. Niestety, koszmary nadal dręczyły chłopca i nawet Camila nie wiedziała jak mu pomóc.
Connor wślizgnął się do łóżka i zgasił świecę. Już zasypiał, kiedy do jego pokoju wszedł blondwłosy chłopiec.
–  Mogę spać z tobą, Connor? – zapytał, patrząc z nadzieją na starszego brata.
–  Chodź. – Młodzieniec odsunął się trochę, robiąc miejsce dla Elliota.
***
Słońce dopiero wyłaniało się zza horyzontu. Obaj bracia jeszcze smacznie spali, kiedy do ich pokoju wpadła Camila.
Była kobietą w średnim wieku, na jej twarzy zaczęły pojawiać się zmarszczki, a wśród ognistorudych włosów można było zauważyć pierwsze siwe pasemka. Camila była osobą pulchną, przy kości, z okrągłą buzią, na której często widniał uśmiech.  Za okrągłymi okularami chowały się niewielkie, szare oczka o niezwykle przyjaznym i spokojnym spojrzeniu.
Tym właśnie spojrzeniem Camila przyglądała się dwóm śpiącym chłopcom. Traktowała ich jak własnych synów, opiekowała się nimi od śmierci ich matki, która nie przeżyła drugiego porodu. Ojciec Connora i Elliota a jej brat nie radził sobie z opieką nad synami, więc zgodziła się mu pomóc. Po jego śmierci chłopcy zaczęli traktować ją jak matkę. Była jedyną bliską im osobą, nikogo innego nie mieli. 
–  Chłopcy. – Szturchnęła kolejno swoich podopiecznych, aby ich obudzić. – Chłopcy, wstawajcie!
–  Jeszcze pięć minut. – Connor odwrócił się na drugi bok, chcąc nacieszyć się jeszcze chwilą snu.
–  Słucham? Nie, Connorze, jesteście mi potrzebni. – Camila stanęła nad nimi, zakładając ręce na biodra, ale widząc brak reakcji z ich strony, westchnęła głęboko i dodała: –  Dobrze, ale za dziesięć minut chcę was widzieć na dole, ubranych i gotowych do wyjścia.
Ciotka wyszła z pokoju, a trzask drzwi obudził Elliota.
–  Co się stało? – zapytał, przeciągając się jak kot. – Ciocia była? Coś chciała?
–  Tak. – Connor westchnął głęboko i podniósł się z łóżka, wiedząc, że po przebudzeniu brata już sobie nie pośpi. –  Pewnie mamy udać się na targ, dziś piątek.
Kiedy obaj bracia przygotowali się do wyjścia, zeszli na dół, gdzie zastali Camilę, która spisywała coś na niewielką kartkę pergaminu. Kobieta wcisnęła skrawek i sakiewkę z pieniędzmi w ręce Connora. Ku zdziwieniu młodzieńca pod zapisanymi normalnymi produktami, które mają kupić na piątkowym targu, widniały skomplikowane nazwy ziół. Connor znał je, gdyż często pomagał cioci w pracy. To ona zaszczepiła w nim ciekawość do zielarstwa. Młodzieniec – w przeciwieństwie do swojego młodszego brata, który wolał biegać po podwórku z kolegami – w wolnych chwilach często czytywał grube księgi z biblioteczki Camili, zapisane informacjami i szkicami poszczególnych roślin.
–  No co tak stoicie? – zapytała Camila, zawiązując haftowany fartuch.– Idźcie, bo wszystko wykupią!
–  Nigdy nie wysyłałaś nas samych po zioła.
–  Wiem  – odparła, zawiązując haftowany fartuszek. – Ale jestem pewna, że sobie poradzicie. No idźcie już! 
Connor chciał zapytać o coś jeszcze, ale ciotka odwróciła się i zajęła swoimi sprawami. Młodzieniec wzruszył ramionami, schował kartkę do kieszeni czarnych, lnianych spodni i razem z Elliotem wyszli z domu.
Zapowiadał się bardzo słoneczny dzień. Na błękitnym niebie nie widać było ani jednej chmurki, słońce świeciło wesoło nad miasteczkiem. Lekki chłodny wietrzyk przynosił ukojenie mieszkańcom, którzy spędzali gorący poranek na dworze.
Connor i Elliot powoli zmierzali ku rynkowi, gdzie odbywał się targ. Już z daleka słychać było gwar, jaki tam panował. Kupcy głośno zachwalali swoje towary i namawiali do ich kupna. Ludzie przepychali się przez tłumy, aby dotrzeć do obleganych kramów. Dzieci ze śmiechem biegały wśród straganów, chcąc urozmaicić sobie czas czekania na robiące zakupy matki.
Chłopcy chodzili od straganu do straganu, kupując zapisane przez ciotkę rzeczy. Wielu sprzedawców, oprócz wyznaczonego przez nich towaru, próbowało wcisnąć im parę innych, oczywiście w „promocyjnej” cenie. Ciężko było wytłumaczyć kupcom, że kolejne dwa tuziny jajek były im niepotrzebne, a amuletów odstraszających gnomy naprawdę nie potrzebują.
–  Pięć dukatów się należy. – Sprzedawca podał w ręce Elliota ogórki, marchwie i pietruszkę, a ten wręczył mu złote monety.
– Connor, wygląda na to, że mamy już wszystko.
–  Czas na wycieczkę do lasu. – Młodzieniec zaczął przedzierać się przez tłum w stronę wyjścia z rynku.
–  Złodziejka! Okradła mój stragan! – Nagle usłyszeli głośne krzyki spośród tłumu. – Zaraz ci pokażę!
Wszyscy obecni na targu jak na komendę zgromadzili się wokół zdarzenia przy straganie z pieczywem. Bracia, również ciekawi, co takiego się wydarzyło, dołączyli do tłumu gapiów.
Złodziejką okazała się wystraszona i wychudzona dziewczyna o niesamowicie dużych, błękitnych oczach. Jej długie, smolisto-czarne, potargane włosy w nieładzie opadały na kościste, drobne ramiona. Ubrana była w starą, lnianą sukienkę, która wisiała na niej jak worek. W dłoniach ściskała spory bochenek chleba. Naprzeciw niej stał zdenerwowany, łysy i krępy mężczyzna – właściciel kramu z pieczywem. W jednej ręce trzymał długi kij, a drugą skierował w stronę dziewczyny.
– Teraz nie masz gdzie uciec! Pokażę ci, co tutaj robimy z takimi jak ty! Poczujesz to na własnej skórze!
Mężczyzna splunął, uniósł kij i uderzył nim w dziewczynę, która z krzykiem i płaczem poleciała na ziemię. Kupiec okładał ją pałką z zimną krwią. Większość gapiów obserwowała tą scenę obojętnie, nie przejmowali się losem biednej dziewczyny, która z płaczem wołała o pomoc. Byli wśród całej widowni jednak tacy, którzy ze strachem przyglądali się całej scenie, lecz bali się wejść pomiędzy piekarza i jego ofiarę, nie chcąc zarobić kijem przez głowę. Jeszcze inni uważali – tak jak kupiec – że dziewczyna odbywa jak najbardziej zasłużoną karę. Pomiędzy nimi wszystkimi stało dwóch młodzieńców, którzy jako jedyni odważyli się pomóc.
–  Stój! Zabijesz ją! – Z tłumu wybiegł wysoki młodzieniec, odziany w zieloną koszulę, obwiązaną ozdobnym pasem i czarne lniane spodnie. Stanął pomiędzy dziewczyną a kipiącym ze złości piekarzem. – Poczekaj! Zapłacę za to, co ukradła!
–  Ach tak? – Kupiec był rozbawiony propozycją Connora. – Dobrze – Na jego twarzy pojawił się parszywy uśmiech. – Należy się trzydzieści dukatów.
–  Słucham? – Młodzieniec popatrzył na piekarza ze zdziwieniem. – Przecież ukradła tylko jeden bochenek.
–  Jej parszywe życie też musi kosztować, choć mogłoby wydawać się inaczej. – Kupiec znów splunął w stronę dziewczyny. –  Jeśli cię nie stać, to odsuń się i nie wtrącaj, smarkaczu. – Mężczyzna odepchnął Connora i uniósł kij, aby znowu uderzyć.
–  Dobrze, dobrze! Zapłacę trzydzieści.
Młodzieniec wyciągnął z sakiewki monety i wręczył je piekarzowi, który uśmiechał się pod nosem na myśl o tak korzystnej transakcji. Elliot podszedł do dziewczyny, aby pomóc jej wstać. Podał jej dłoń, a ona spojrzała na niego ze strachem, wciąż przyciskając bochenek do piersi. Chłopiec uśmiechnął się ciepło do nieznajomej, która w końcu odważyła się chwycić jego dłoń. Kiedy tylko ich palce się dotknęły, oczy dziewczyny zrobiły się zupełnie czarne, gdzieniegdzie pojawiały się złociste światełka. Oczodoły dziewczyny zamiast oczu wypełniał widok nocnego nieba.
Elliot ze strachem chciał odskoczyć do tyłu, ale uścisk dziewczyny był nadzwyczaj silny.
Sny wybrańca nawiedza. W ciemnościach się odradza. Niebezpieczna jest niewiedza. Wróg dawny powraca! – wysyczała dziewczyna, a kiedy skończyła jej oczy z powrotem były jasnoniebieskie.
Nieznajoma rozluźniła uścisk, a chłopak runął do tyłu. Dziewczyna wciąż siedziała na ziemi, zamknęła oczy, a jej oddech wyraźnie przyspieszył. Sprawiała wrażenie równie wystraszonej i zaskoczonej całym zajściem, co Elliot, który właśnie otrzepywał swoje beżowe spodnie z piachu.
–  Coś ci się stało? – zapytał Connor, kiedy podszedł do dziewczyny. Nie widział dziwnego zajścia, gdyż w tej samej chwili płacił piekarzowi za najdroższy bochenek chleba, jaki kiedykolwiek widział. Nieznajoma otworzyła oczy, a na widok wyciągniętej w jej stronę ręki młodzieńca, sama poderwała się do góry i rzuciła do ucieczki. – Zaczekaj! Ach, taka to wdzięczność w dzisiejszych czasach. Chodźmy już.
Elliot postanowił opowiedzieć bratu o całym zdarzeniu, kiedy wydostaną się z rynku. Wśród krzyków i ogólnego zamieszania ciężko było im rozmawiać.
***
–  Dobrze – powiedział, Connor, wyciągając z kieszeni kartkę od Camili. – Potrzebujemy rumianku, ziela jaskółczego, kurzego i rdestu ostrogorzkiego. Rdest rośnie na brzegach wód, a do strumienia lub stawu mamy daleko, więc najpierw znajdźmy resztę… Ty zajmij się rumiankiem.
–  Oczywiście – odpowiedział Elliot, który nie miał pojęcia, jak wygląda reszta z wymienionych przez brata ziół. – Wiesz, Connor, muszę ci coś powiedzieć odnośnie tej dziewczyny.
–  Znasz ją?
 –  Nie, ale odniosłem wrażenie, że ona nie jest normalna…
–  Elliot, to, że ktoś kradnie, nie znaczy, że jest odmieńcem. Widziałeś jak wyglądała, potrzebowała jedzenia… O, mam! Jaskółcze ziele.
–  Nie, nie to mam na myśli. – Elliot błądził wzrokiem po ziemi w poszukiwaniu rumianku. – Mam wrażenie, że ona jest magiczką. Hej, czy to kurze ziele?
–  Nie, kurze ziele ma żółte kwiaty. Magiczką? Skąd wiesz?
–  Kiedy dotknąłem jej ręki, stało się z nią coś dziwnego i… –  Elliot przerwał, przestraszony dziwnym trzepotem, jaki nagle usłyszał. Rozejrzał się i szepnął do brata: –  Co to było?
Dziwny dźwięk powtórzył się, ale tym razem dało się słyszeć również przerażający ryk. Chłopcy unieśli głowy, a pomiędzy gęstymi koronami drzew dostrzegli wielkie skrzydło – ku ich zaskoczeniu składające się z samych kości.
–  Gnilaki. – Connor chwycił Elliota za rękaw i pociągnął za sobą. – Musimy się schować!
–  Biegnijmy do miasta!
–  Nie, tam nas złapią!
Bracia gnali przez las w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca. Nad głowami wciąż słyszeli ryki gnilaków. Nagle jeden z nich sfrunął w dół – prosto na uciekających chłopców. Connor w ostatniej chwili odskoczył w bok, kiedy stwór chciał złapać go w wielkie, ostre szpony. Gnilaki nie ustępowały. Wytrwale latały nad lasem, próbując złapać uciekinierów. Wreszcie młodzieniec wypatrzył niewielką grotę, w której mogli się schować. Wepchnął do niej swojego brata i wskoczył zaraz za nim. Gnilaki krążyły nad kryjówką swoich ofiar, próbowały dostać się do środka, ale były zbyt wielkie, aby się tam wcisnąć. Po jakimś czasie bracia przestali słyszeć ryki gnilaków i nie zauważyli żadnych stworzeń, które starały się dostać do środka.
–  Jak to się stało? Gnilaki? W Złotej Puszczy? – zapytał Elliot. Krążyło wiele plotek, które zawsze się potwierdzały, że w tym lesie ciężko natrafić nawet na dziki lub niedźwiedzie. Potworów nigdy tam nie widziano. Szczególnie gnilaków. Tych nikt nie spotkał od czasu Wielkiej Wojny Wschodniej.
–  Tylko Nekromanci potrafią je przywoływać. Ostatnim razem robił to Xerxes. – Connor westchnął głęboko i spojrzał na zmartwionego brata. – Nadeszły złe czasy.
______________________________________________________________
Witajcie!
To znowu spóźniona ja! Nie, a tak naprawdę, to chciałam dodać ten rozdział wcześniej, ale wiecie - ferie. Długo nie było mnie w domu i tak dalej. Mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział będzie się Wam podobał. 
Jeśli chodzi o wstawianie rozdziałów, to raczej nie będę tego robiła regularnie. Musicie mi wybaczyć, ale to jest bardzo ciężka sprawa. Szczególnie, że każdy rozdział najpierw trafia jeszcze do bety. To wszystko niestety trochę trwa :(
Ale wiecie, wolę, żebyście trochę poczekali, niż dostali rozdział pisany na szybko, pełen błędów. 
Miłego czytania!

Ach! Mam jeszcze jedną sprawę! Wiem, że ten zielony kolor jest zły i ciężko się to czyta. Ale nie potrafię tego zmienić. Ustawiam czarny, ale automatycznie wychodzi zielony. Jeśli ktoś wie jak to zmienić, to bardzo proszę o pomoc :(

7 komentarzy:

  1. Jejku, rozdział jest naprawdę świetny! Bardzo mi się podoba, bo świetnie piszesz, nwm czemu tak długo musiałam czekać żeby tego doświadczyć.
    Oj, czuję kłopoty. Ciekawe czy dziewczyna jeszcze się pojawi.
    Z niecierpliwością czekam na następny x
    Twoja @Only_Ordinary_I

    OdpowiedzUsuń
  2. jejejej super ♥ pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi sie, ladny styl pisania i ciekawa fabula. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku! Świetny rozdział!
    Podoba mi się Twój styl pisania. Przy okazji ta historia sama w sobie jest niewiarygodnie ciekawa!
    Ze zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisze ten komentarz na bieżąco, czyli przeczytam jakiś fragment i dopisuje tutaj jakieś bzdety, więc moja niewiedza, że coś wydarzy się później wynika z tego. :D (Emotinki Ci nie przeszkadzają? Bo lubię je dawać, ale jeżeli nie chcesz ich w komentarzach, to napisz ;))

    Nie dziwię się, że Elliot miewa koszmary. Ja też, gdy przydarzy mi się jakieś nieszczęście, często budzę się cała zlana potem albo lunatykuję. Kiedyś obudziłam się z całą pociętą ręką i trzema kreskami na policzku. Zaczęłam się bać, ale na szczęście zdarzyło mi się to raz i jak na razie nie ma podobnych sytuacji. Ale my tutaj nie o tym... Lubię magię. Ona jest po prostu piękna. I cieszę się, że chociaż troszeczkę ujęłaś ją w tym opowiadaniu.
    Jak rozumiem, Connor to taki trochę typ samotnika (ale nie całkiem), który lubi czytać i poznawać wszystko nowe, a Elliot ganiać z kumplami... No ciekawie. Obydwaj mi się podobają. Ale chyba bardziej Connor, bo szczerze Ci powiem, że wyobrażam sobie go na wzór Lokiego z Thora, jeśli wiesz, o kogo mi chodzi ((: Widać Camille musi mieć zaufanie do chłopców, skoro posyła ich po dość ważne składniki i nie boi się, że wydadzą te pieniądze na jakieś inne dziadostwa, które lubią chłopcy.
    Nie wyobrażam sobie w dzisiejszych czasach, żeby ktoś kogoś okładał kijem za to, że coś ukradł. I jeszcze Ci podli ludzie, którzy nawet nie ruszyli się z miejsca! Naprawdę żal mi tej dziewczyny. Wiadomo, nie powinna kraść, ale jeżeli była biedna i nie miała pieniędzy na jedzenie, to nic by się nie stało, gdyby dostała chociaż skrawek chleba. Piekarz powinien trafić do piekła i żeby tam okładali go kijem tak jak on tą biedaczkę. Dobrze, że przynajmniej Connor (tak btw. kocham gościa!) wykazał się odwagą i stanął w obronie dziewczyny. Jednak wydaje mi się, że może być troszkę zła — ale mam nadzieję, że zrozumie powagę sytuacji, w której się znalazł.
    Kim jest ta dziewczyna? I jeszcze tak bezczelnie uciekła bez wyjaśnienia! Biedny Connor, wydał na nią tyle pieniędzy, a ona się im tak odpłaca. Nienawidzę takich ludzi. Przecież oni chcieli jej pomóc i może nawet nakarmić czy coś. A ona nic.
    Szkoda, że tak marnie opisałaś Gnilaki. Chciałabym je bardziej sobie wyobrazić. Ale i tak bardzo ciekawi mnie, kto je „wyczarował” i skąd w ogóle się wzięły... Jaka ciągnie się za nimi historia. I jaka historia ciągnie się za złem, które czyha na braci.
    Lecę do kolejnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Spokojnie, sama bardzo lubię emotikony, a Lokiego kocham c: Chociaż nie sądziłam, że Connor może ci się z nim kojarzyć. Jeśli chodzi o Elainę to jeszcze się z nią sporo wydarzy. A gnilaki faktycznie opisałam marnie, w najbliższym czasie to popraw

    OdpowiedzUsuń